No to zostało 6 dni. Przede mną jeszcze kilka bojowych zadań - wizyta u szewca (wygrzebałam z szafy spoko sandały, ale okazało się są częściowo przeżarte przez moje psy, więc wymagają renowacji), poza tym krawcowa (jak na złość popruł mi się kostium, a zimą już nikt nie ich sprzedaje...) i przedwyjazdowe spotkania pożegnalne :) No w końcu znikam na cały miesiąc. Heh. A tak naprawdę każdy pretekst do spotkania po prostu jest dobry.
Oczywiście gdyby było prosto i miło, to nie byłoby tak miło i ciekawie jakby być mogło. Więc w ramach uatrakcyjnienia naszej wyprawy wulkan na Jawie postanowił sobie trochę powybuchać. Ciut nam to nie na rękę, bo przez Jawę mieliśmy przeprawić się na Bali. Wciąż mamy nadzieję, że będzie to realne, jednak powoli zaczynamy dumać na ewentualnym planem B. W tzw. międzyczasie Sumatrę (na której też mamy być) nawiedziło tsunami. Same przyjemności. Niech się lepiej ta przyroda wyszaleje zanim ruszymy. Ma jeszcze niecały tydzień :)