Lot do Bangkoku trwal jakies 9,5 godziny. Mielismy na miejsce przyleciec o 3:30 w nocy czasu lokalnego. Na miejscu okazalo sie, ze jest... 4:30. I badz tu madry i pisz wiersze, kto ma racje z tym zegarkiem.
Poszlismy cos zjesc. No i teraz pytanie, czy jemy na tym lotnisku sniadanie (bo jest ok7), czy tez pozna kolacje (wdlug czasu z ktorego przylecielismy). No i jesli to sniadanie, to czy nie jest dziwne, zeby do sniadania pic piwo... Pomieszanie z polataniem.
Grunt, ze zdazylismy na samolot do Kuala Lumpur. Przed lotem spozylam cudowny rozowy proszek, ktory dostalam od znajomej z Kijowa i lot juz mi nie straszny. Totalny chilloucik :)