Geoblog.pl    Martyszka    Podróże    Moja Azja    Jedyni biali na lotnisku;
Zwiń mapę
2010
30
lis

Jedyni biali na lotnisku;

 
Indonezja
Indonezja, Jakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11259 km
 
Po calym prawie deszczowym dni w zabitym dechami Bungusie z ulga spakowalismy plecaki, by ruszyc w dalsza droge. Na lotnisko w Padan i stamtad lot do Jakarty.
Zlapalismy tzw opeleta - cos pomiedzy autem, a busem, poskladane z wszyskich znlezionych przy drodze czesci, oblkejone konlorowymi nalepkami. Dzwi w opelecie sa zawsze otwarte, zeby pasazerowie mogli po drodze wsiadac. Nikt chyba nie wpadl na to, ze rowniez stosunkowo latwo moga wypasc. No coz.
Oplata za jedna osobe za przejaz do panad miala wynosic 5000 Rupii. Razem z bagazami 10000, bo te przeciez zajmuja miejsce gdzie moglby ktos siedziec. Ale jednak chetnych do jazdy bylo sporo, wiec przemili pan kierowca, nie mowiacy ni w zab po angielsku, postanowil, mimo padajacego deszczu przywiazac nasze plecaki na platformie za samochodem... Kazda dziura, kazdy zakret - jeden wielki stres, czy plecaki jeszcze tam sa. Niby tylko ciuchy w nich, no ale jednak moga sie jeszcze przydac. W koncu nie wytrzymalismy i na jednym z przystankow poprosilismy kierowce, zeby spojrzal, czy nie zgubilismy naszego bagazu. Facet zrozumial zupelnie cos innego i odwiazal Michalowy plecak, rzucajac go potem nam na kolana. Za 500 metrow kolejny przystanek - tym razem odwiazal moj plecak (oba byly ublocone jak sto piecdziesiat) i rowniez nas nim przywalil. No, tak zebysmy sie nie stresowali, ze mokna, albo zgina... Oczywiscie, mimo, ze nasze bagaze nie zajmowaly dodatkowych miejsc zaplacilismy i tak po 10 000 Rupii.
Kirowca wysadzil nas gdzies 'w poblizu dworca autobusowego", na ktory mielismy trafic, zeby zlapac trasport na lotnisko. Lalo jak z cebra. Szlismy i szlismy, po kaluzach, moklismy. A dworzec... okazal sie mala witka, w zasadzie namiocikiem gdzies w kacie. Oczywiscie po angielsku nikt ani mru mru. Zgodnie z rozkladem autobus mial bys 16:15, a nastepny 17:15. Na migi otrzymalismy informacje, ze rozklad rozkladem, ale najblizszy autobus bedzie o 17. (wiec godzina czekania).
Autobus przyjechal o czasie, ale nie odjechal o czasie, bo w zasadzie czemu nie mialby postac sobie dodatkowych 15 minut? Droga na lotnisko znosna. Lotnisko... Hmmm. ktoredy to sie wchodzi????????
Jak juz udalo nam sie wejsc, to okazalo sie, ze musimy doplacic po 35000 Rupiii ode lba za serwis lotniskowy, bo bez tego nie ma opcji na boarding. Doplacilismy, chociaz nie za bardzo rozumiem tutejsze zwyczaje.
Wszystkie loty opoznione. O 20 dopiero na poklad wchodzili pasazerowie rejsu z 17:45... Zalamka. Nagle - wolaja pasazerow lion Air po odbior jedzenia. No to lecimy. Jakies zarelko zawsze mile widziane. Bo dopchaniu sie... usl.yszelismy,z e owszem jedzenie jest, ale dla pasazerow innego lotu - nie dla nas. Rzeczeni pasazerowie rzucili sie na swoje porcje jakby od tygodnia nie jedli. Rekoma wcinali, pluli, bekali, dlubali w zebach, rzucali papiery i resztki na podloge. Pelna kulturka.
Na samolot apoznil sie jedyna godzine, wiec chwala mu za to. Lot byl mocno turbulencyjny. Oczywicie mialam pietra, ze spadamy, bo jakos tak nisko w pewnym momencie lecielismy. Okazalo sie, ze... podchodzimy wlasnie do ladowania :)

Jakarta dziwna... Hosci bardzo mili. Maja wilkei 300 m mieskzanie, czy raczej dom. Jest prysznic. Tylko wieeeelkie karaluchy biegaja, ale podobno nie wchodza na pietro, gdzie ja spie :)
Dzis rano wycieczka do centrum. Pociag do kosztowal nas po 30 gr... Wersja bilteu ekonomiczna. Otwarte drzwi od pociagu i tlum ledwo mieszczacy sie w srodku - ludzie wisza poprzyczepiani do czego tyl;ko sie da. Ktos pali paierosa, przepychaja sie sprzedawcy gazet, jedzenia, picia, maseczek antybakteryjnych i innych gadzetow. Udalo nam sie w koncu dotrzec na Jalan Jaksa - glowna ulice.
Potem zaserwowalismy sobie obiecane europejskie sniadanie. Ja zjadlam platki na mleku i tosty z serem i pomidorem, a Michal jakiegos omleta i tosta z kurczakiem. Fajnie bylo w koncu zjesc cos w miare normalnego :)
Potem na ulicy dorwalismy jakas papaje i arbuza. Upal jak cholera. Jestesmy w drodze do Koty - starej dzielnicy holenderskiej. Ruch uliczny jest zastraszajacy. Trzeba uskuteczniac slalom miedzy samochodami i tysiacem skuterow, bo inaczej mozna czekac 5 lat i sie
nie przejdzie na druga strone ulicy. Ale mamy to juz troche opanowane z Kuala Lumpur :)

cheers :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (30)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
Boo_gie
Boo_gie - 2010-11-30 21:51
spędzicie trochę czasu w tej Jakarcie, poznacie klimacik lokalny, maoże się Wam spodoba...
 
Boo_gie
Boo_gie - 2010-11-30 21:53
A! i zdjęcia poprosimy. Co jest...?
 
Martyszka
Martyszka - 2010-12-03 12:02
zdjecia beda jutro. Dzis jakos nie ogarnelam tematu :)
 
Goska i Lukasz
Goska i Lukasz - 2010-12-03 18:12
a my myslelismy ,ze to u nas jest tlok .
 
 
Martyszka
Marta W.
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 17 wpisów17 40 komentarzy40 142 zdjęcia142 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.11.2010 - 08.12.2010