Geoblog.pl    Martyszka    Podróże    Moja Azja    Ustka to??? Czy jak???
Zwiń mapę
2010
03
gru

Ustka to??? Czy jak???

 
Indonezja
Indonezja, Denpasar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12224 km
 
Pobyt w Jakarcie bardzo mily. Ludzie, u ktorych mieszkalismy zapewnili nam naprawde spoko warunki. Kazdy mial swoj pokoj, swoje lozko i git. Fahmy i jego wspollokatorka fajni. Sporo pogadalismy, co po kompletnie nie spikajacych ludziach z Bungus na Sumatrze bylo mila odmiana.
Pobyt w Jakarcie urozmaicony wizyta u lekarza, ale ku mojemu milemu zaskoczeniu cudowny ubezpieczyciel na wlasna reke postanowil rozliczyc sie z klinika i nie zaplacilam na miejscyu ani grosza. Nice - tym bardziej, ze wizyta sie przydala, bo zapalenie miesnia w pleco-klatce piersiowej mocno mi doskwieralo.
Przedostatniego dnia w Jakarcie zjedlismy sniadanko w Kocie - postholenderkiej dzilnicy z bardzo sympatycznym placykiem i ruszylismy... w poszukiwaniu wesolego miasteczka. Trafiilismy po drodze chyba do najbardziej slumsowej okolicy. Rzeczka, czy raczej rynsztok plynacy przy ulicy tak capil, ze autentycznie mialam pawia na ustach. A miejscowi NIC!!! Jeszcze konsumowali w tej przemilej okolicy swoje drugie sniadanie. Blah!!! Minelismy tez rownie urokliwy port, majac juz kompletnie powyzej uszu tego, ze ciagle ktos za nami wykrzykuje "hello mr, how are you". Ja tez okazalam sie byc misterem, a nie miss :) No ale w koncu dostarlismy na miejsce. Opeletem.
Zabulilismy niemalo, ale bylo warto. Bawilismy sie jak dzieci - roller coaster, wieze, na ktorych krzesla startuja w gore jak raiety i potem w rownie zastraszajacym tempie spadaja na dol i wiele innych wrazen. Darlismy sie i smialismy. Obiad... oczywiscie w tradycyjnej restauracji Mc Donald's :)
Pozniej pojezdzilismy sporo komunikacja miejska tj busem, ktory ma drzwi na wysokosci 1, 5 metra i wsiada sie do niego ze specjalnej platformy, uwazajac przy tym zeby nie wpasc w dziure. Ciekawe jak niepelnosprawni sobie radza?... Poruszanie sie po miescie opanowalismy naprawde bardzo szybko. Miasto jest gigantyczne - 10 mln ludzi w nim mieszka, wiec jest to niemale osiagniecie nie zgubic sie w jakarcie, albo zgubic sie tylko troszke.
Wieczorem spotkanie ze znajomymi naszego hosta. Pozegnanie Francuzki, ktra jedzie do indii i potem wraca na stale do Paryza. Sympatycznie. Po wyjsciu z knajpy zlapalam okrutna gastrofaze i jeszcze o pierwszej w nocy siedzielismy gdzies na ulicy w Jakarcie gadajac i jedzac... tosta z czekolada i zoltym serem. Miejscowy przysmak :)
Kolejny dzien droga na lotnisko... Dzien wczesniej upralam sobioe rzeczy, bo jakarta byla jedynym miejscem gdzie wszystko szybko schlo. w pozostalych miejscach bylo tak wilgotno, ze zamiast schnac - gnilo. Wieadzac wiec, ze recznik i uprane spodenki dzien wczesniej wyschly mi na wior upralam cala mase rzeczy. Ale te zlosliwie... nie wyschly. Wiec jak baba ze stadionu dziesieciolecia poprzywieszalam sobie te kolorowe fatalaszki na plecaku i tak paradowalam przez miasto.
Droga na lotnisko - bardzo prosta. Wsiadamy w pociag, ktory mamy pod nosem - jedziemy jedna stacje na Pasar Mingu i stamtad lapiemy Damri Busa na lotnisko. Proste? Proste! Pod warunkiem, ze wsiadzie sie w pociag w dobra strone :) na wywiozlo w druga. Zamiast przejsc na drugi peron i ryszyc w przeciwnym - tym razem wlaciwym kierunku, namowieni przez jakiegos miejscowego wsiedlismy do opeleta. A ten, jak to w Jakarcie utknal natychmiast w korku. Zaczelismy miec nieslego pietra, ze nie wyrobimy sie na samolot. W kompletnie nieruszajcym sie korku zdecydowalismy sie wysiasc z naszego niebieskiego srodka transportu i dralowac dalej na piechote. Ale gdzie isc??? Pytamy nieanlojezycznych po drodze - Damri Bus? Ktos cos pokazuje, wiec idzuemy za palcem. Ale gdzie dalej??? Pytam wiec jakas kobiete na bazarze, a ta jak nie zacznie sie na mnie wydzierac. Chora na leb. Wystraszylam ja tym skompikowanym angielskim zdaniem i zupelnie bidula stracila glowe :)
Ale dopadlismy Damri Busa. Dolownie tuz rzed odjazdem w poludnie. Kolejnym bysmy pewnie nie zdazyli. Korki dalej jak talala, wiec zebym sie relaksowala w busie to nie powiem. Nerwy, nerwy, nerwy. Jest lotnisko!!! Hurra - jestesmy na czas... Tylko co z tego, skoro samolot jak zwykle opozniony. Na dzien dobry godzine. Zjedlismy, poczekalismy, polecielismy i oto jestesmy na Bali.
Kuta... Miejscowosc znana i lubiana... Sklep na sklepie, knajpa na knajpie. Dzis bylismy na plazy. Piasek ladny, bialy, ale tyle ludzi, ze szok!!! Nie ma gdzie szpilki wetknac!!! Taka Ustka dla Australijczykow. Maja blisko i tanio. Masakra. Juz chce uciekac!!!

W planach wycieczka w jakies bardziej odludne miejsce i moze nurkowanie. Dobrze byloby gdybym sie zanurzyla, bo jeszcze zapomne jak sie to robi :) Poza tym masaz i leniuchowanie. Ladowanie akumulatorow przed polska zima.

Trzymajta sie ciepluchno.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Madzia Stjupid
Madzia Stjupid - 2010-12-03 20:36
Pani Marto... ja tęsknię już za Panią okropnie... gdzie jest moja pierdolnięta psiapsióła... ?????? o tempora.....!!!!
 
Martyszka
Martyszka - 2010-12-04 11:30
Droga Pani Magdo!!! Psiapsiula wraca juz niebawet - zaledwie za dni kilka i niezwlocznie do Pani dzwoni na ploty!!!
 
 
Martyszka
Marta W.
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 17 wpisów17 40 komentarzy40 142 zdjęcia142 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.11.2010 - 08.12.2010